test

Suzuzki Jimny 1,3

Auto wyjątkowe, albo kochasz, albo nienawidzisz. Trudno tu o kompromis.
To co dla jednych będzie wadą, drudzy nazwą zaletą.
W sumie to mógłbym napisać dwie recenzje, tylko czy nie będę wtedy jak Doktor Jekyll i pan Hyde ? A co mi tam.

Suzuki Jimny – auto fatalne.

Obraz 266 Obraz 262

Zacznijmy od wyglądu, mały, wąski, kanciasty. Taki trochę z poprzedniej epoki, gdyby nie kilka zaokrągleń to mógłby grać w filmach o II wojnie światowej.

Może tylko wygląda na ciasny, a w środku ….. Nie, nic z tych rzeczy, z przodu jeszcze jak cię mogę, ale na tylna kanapa to już chyba tylko dla dzieci (tych mniejszych). Bagażnik, w tym samochodzie nie występuje, miejsca jest w sam raz na drobne zakupy.

Obraz 268

Oględziny zakończone, czas wsiadać za kółko. Dobra rada, najpierw porządnie usiądź, potem zamykaj drzwi, inaczej drzwiami walniesz się w nogi lub łokieć.

Za kierownicą wygodną pozycję da się znaleźć. Siedzi się zdecydowanie wyżej niż w osobówce, a to już duży plus. Widoczność dobra w każdą stronę, a że autko małe to łatwo jest wyczuć gabaryty przy wykonywaniu manewrów.

Samochody testowe to przeważnie wypasione wersje, nic dziwnego, trzeba pokazać się z najlepszej strony. Ten Jimny też taki jest, fura, skóra i komóra (w kieszeni). Co konstruktorzy przewidzieli to tu włożono. Skóra na fotelach, kierownica też obszyta skórą, podgrzewane fotele o elektrycznych szybach nie wspominając bo to norma. Niestety kilku drobiazgów brakuje, przydałoby się sterowanie radiem z kierownicy i komputerek pokładowy pokazujący dane o spalaniu.

Ruszam powoli, nie to że tak chcę, tylko tak mogę. Rakieta to, to nie jest, 17 sekund do setki, to marny wynik. Prędkość maksymalna 140 km/h też nie rzuca na kolana. Czego przy takich osiągach można spodziewać się w trasie, no cóż, autostrady i drogi ekspresowe to nie jest miejsce dla nas. Wyprzedzanie to wyższa szkoła jazdy, trzeba na to miejsca i czasu.

Sama jazda też nie taka prosta, głośno, ciasno i nie powiem że auto trzyma się drogi jak przyklejone, Wyższy niż szerszy, to i podatny na podmuchy. Jakby mało tych uwag, to spakowanie się z rodziną na wczasy to prawdziwe wyzwanie. 113 litrów bagażnika mówi wszystko.

W mieście powinno być lepiej.  I jest lepiej, trochę lepiej. Jeździ się wolniej, wyprzedzanie nie zdarza się tak często, za to parkowanie małym samochodem to duże ułatwienie. Zaparkuje tam gdzie limuzyna nie da rady.  Krawężnik, czy remont drogi też nie stanowi problemu.

W miastach są jeszcze dziury w jezdni i tu jako posiadacze terenówki powinniśmy mieć przewagę. Nic podobnego, owszem przejedzie każdą dziurę, ale nasz kręgosłup to odczuje. Każda nierówność przypomina nam co to jest sztywny most. O spowalniaczach to strach pomyśleć, spróbujcie przelecieć to rozpędem, to wszystko w aucie wzniesie się w powietrze. Trudno nazwać Jimnika komfortowym samochodem.

Podobno jest dobry w terenie, ale komu to potrzebne, leśnikom, budowlańcom i armii.

Suzuki Jimny – ostatni Mohikanin

Miasto

Samochód odbieram w Warszawie, więc na początek będzie test miejski.

Jeszcze wcześniej oględziny pojazdu. Jimny to prawdziwe maleństwo. 3700mm długości, 1600mm szerokości. Klasyczna sylwetka, lekko zaokrąglone kanty. Specjalnie lekko nie wygląda, ale na pierwszy rzut oka widać, że w terenie powinien być dobry. Koła zaraz za zderzakiem, co znaczy że na przeszkodach łatwo nie zahaczy zderzakiem. Inna sprawa to że zderzak chętnie wymieniłbym na coś solidnego ze stali, ale na to nie ma szans. Unia czuwa i homologacji nie da.

Wsiadam, fotel dość wygodny, bez problemu znajduję odpowiednią pozycję za kierownicą. Siedzi się znacznie wyżej niż w osobówce, co przekłada się na lepszą widoczność. Auto niewielkie, bez problemu wyczuwa się wymiary. Przełączniki pod ręką. Jest prawie wszystko co potrzeba, brakuje mi tylko sterowania audio z kierownicy. Do czego to doszło, kiedyś radio w samochodzie to było coś, teraz jak nie ma sterowania z kierownicy to już się kręci nosem.

Obraz 285

Silnik nie jest wielki, ale wlot powietrza na masce sugeruje że jest inaczej.

Obraz 283

Odpalam z kluczyka i ruszam. Napęd normalnie na jedną oś, na cztery załącza się przyciskiem jeżeli jest taka potrzeba. Start bez rewelacji, nie ma co się ścigać z pod świateł. Po kilku metrach jest się zdecydowanie z tyłu. Spokojnie turlam się do następnych świateł, które oczywiście są czerwone i jestem znów z tymi samymi autami na starcie.

Dziurawe ulice nie są straszne, przejedziemy, chociaż nie jest to przyjemne. Jeśli wolno się przetoczę to nie ma problemu, jeśli będzie to szybki przejazd to wszystko w aucie podskoczy. Sztywny most do komfortowych nie należy.

Wolno można przeprawić się przez wszystko, trawnik, krawężnik, roboty drogowe czy plac budowy.  Rewelacja, spojrzenia zdziwionych kierowców którzy wycofują się tyłem z drogowych niespodzianek, a my dalej do przodu.

Obraz 289

Czasem trzeba gdzieś zaparkować i tu znów Jimny górą. Wąski i krótki, czyli wjedziemy w taką dziurę, gdzie inni nawet nie próbują.

Jak w mieście to już z grubsza wiadomo. Czas wybrać się w trasę. Zanim ruszymy, trzeba się spakować.

Jedna lub dwie osoby zrobią to bez problemu. Składamy siedzenia z tyłu i możemy się zapakować nawet na wakacje.

Jeśli jedzie z nami dziecko (dorosły i tak się z tyłu nie mieści) to mamy zgryz.

Jedno dziecko, mały problem. Tylne siedzenie jest dzielone, składamy połowę i nie jest źle. Przy dobrej organizacji, bez jednego siedzenia damy radę. Na jednej z Rumuńskich wypraw mieliśmy ekipę 2+1, która jechała właśnie Jimnikiem, więc chcieć to móc.

Dwójka dzieci to już poważny problem, bez boxa na dachu się nie obejdzie.

Spakowani ruszamy.

Autostrada

Prędkość dozwolona to 140km/h, tyle co prędkość maksymalna Jimniego. Teoretycznie  można pojechać dość szybko. Będzie głośno, mało komfortowo i niezbyt bezpiecznie.  Auto przy tych prędkościach nie trzyma się drogi jak przyklejone. Jest jeszcze jedna konsekwencja takiej jazdy, masakra portfela przy dystrybutorze.  Akurat to nie dziwi,  każdy samochód przy prędkości maksymalnej kotłuje paliwo ponad normę. A że tu V max jest taka jak w innych autach prędkość przelotowa, no cóż…… autostrady omijamy z daleka.

 

Jeśli nie autostrady to może drogi lokalne.

Tutaj prędkość dopuszczalna to 90km/h. Osiągnięcie setki trwa wprawdzie wieczność (chyba 17 sekund), ale jak się już rozbujamy to dalej już idzie. Przecież na trasie nie robimy co chwila sprintu od zera do setki. Ważniejsza jest elastyczność silnika, przyśpieszenie przy wyprzedaniu.  Dziwne, ale czasem zdarza się pojazd wolniejszy od nas i trzeba wyprzedzać. Taki manewr to już wyższa szkoła jazdy, nie wystarczy redukcja biegu i depnięcie gazu w podłogę. Trzeba jeszcze włączyć myślenie. Ocenić prędkość wyprzedzanego, naszą i pojazdu z naprzeciwka. Szybka analiza danych i rezygnujemy z manewru lub nie. 

Jak odpuszczamy to rośnie za nami kolumna przyblokowanych.

Samochód jest krótki, wysoki i wąski, a przez to podatny na podmuchy wiatru, koleiny czy nierówności. W zakrętach też nie jest tak pewny jak osobówka. Przy niskich prędkościach nie ma to znaczenia, ale już od 80km/h zaczynamy to zauważać.

Prowadzenie wymaga pewnych umiejętności, skupienia i ostrożności. Czy to. Że trzeba umieć jeździć można uznać za wadę?

W epoce wszechobecnych elektronicznych asystentów, wszelkich kontroli trakcji i innych pomagaczy, które za chwilę wyeliminują kierowcę, to pewnie wiele osób powie że tak.

Tego auta trzeba się nauczyć, przyzwyczaić do spokojnej jazdy i wtedy jest ok.

Porównując czas przybycia do celu jaki wskazywała nawigacja na początku trasy, a rzeczywistym czasem na miejscu, to nie było większej różnicy. Kilka minut na plus lub minus, świadczy o tym że mieściłem się w normie.

Z dróg asfaltowych zjeżdżamy na drogi podrzędne. Szutrówki, gruntówki.

Przy teście osobówek zazwyczaj tu zaczynają się kłopoty, a tym razem jest odwrotnie. Teraz zaczynamy doceniać to co mamy.

To co tu spotyka się na takich drogach nie ma dla nas znaczenia. Kałuże, piach bierzemy bez rozpoznania, jeśli coś tędy przejechało to Jimnik też przejedzie.

Żeby nie było że wszystko jest cacy i najlepsze. Przy szybkiej jeździe po piachu nie mam takiego trzymania się drogi jak w SUV-ach.  

Jedziemy dalej, w polne dróżki i bezdroża. To już prawdziwy teren, gdzie Suvy już dawno odpadły. Co tu pisać, to trzeba zobaczyć. Autko przejeżdża wszystko co nie przeczy prawom fizyki. Okazuje się, że to jest dobrze zaprojektowane auto. Małe wymiary to plus w terenie, łatwiej znaleźć przejazd pomiędy przeszkodami o manewrach w lesie nie wspominając. Niska masa własna pozwala przejechać tam gdzie ciężkie terenówki ugrzęzną.

Kąty, zawieszenie, wykrzywże, wszystko pasuje w walce z terenem. Szkoda tylko że samochód testowy ma zwykłe opony, a nie coś do lekkiego terenu.

Czasem przydałoby się więcej mocy, ale większa moc to raczej większy silnik, a to już i większa masa.  

Jest jeszcze jedna sprawa – cena.

50-60 tysięcy za prawdziwą terenówkę.

Podsumowanie

Samochód bezkompromisowy. Jeśli zakup będzie przemyślany i kupimy Suzuki Jimny znając jego atrybuty i ograniczenia to będziemy zadowoleni. Może nawet zachwyceni tym co otrzymamy za niewielkie pieniądze.

Jeżeli zakup będzie przypadkowy, bo trafiła się okazja to rozczarowanie może być bolesne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *