Miał być rajd. Taka tradycja, zawsze jesienią robimy jakąś klubową imprezę. Co by nie było, robimy swoje, nawet jak czasy trudne, tak jak teraz. W ogóle jakoś duch w narodzie podupadł, jakiś marazm i apatia. To pewnie przez ten mityczny kryzys nikomu się nie chce.
Co tam, najwyżej będzie kameralne spotkanie kilkorga przyjaciół.
Pozostało wybrać czas, bo miejsce już wybrane – okolice Gostynina. Jedyny termin który pasował to początek października. Podstawy ustalone, trzeba zabrać się do roboty. Przyznam bez bicia, tym razem mam się nie narobić. Przypadła mi rola bardziej konsultanta niż organizatora. Super fucha.
Początkowo lista zgłoszeń skromniutka, ledwie kilka osób. Krótka lista, to i ciśnienie mniejsze, można spokojnie robić przygotowania. Głównym daniem rajdu będzie roadbook, tereny piękne, więc jest gdzie wyznaczyć ciekawe trasy i to nawet ogólnie dostępnymi drogami. Potrzeba tylko czasu i kilku wizyt w terenie.
Przygotowania pomału posuwają się do przodu, a lista uczestników zaczyna się wydłużać. Pracy też przybywało wprost proporcjonalnie do list zgłoszeń. Nie wiadomo kiedy lista zgłoszeń przekroczyła 20 załóg. To już nie w kij dmuchał. Dwa czy trzy samochody przejadą nie zwracając niczyjej uwagi, 10 czy 15 samochodów już się ukryć nie da. Tu nie ma miejsca na improwizację, trzeba załatwiać zgody, pozwolenia na wjazd itd.
Maszyna przygotowań ruszyła na nowe tory. Nadleśnictwo, Dyrekcja Parku Krajobrazowego, no i przy takiej imprezie nie wypadałoby nie uderzyć do Wójta gminy o patronat. Nie wiem czy to nowe czasy, że taka otwartość na obywatela, czy to nasza organizatorka Małgosia potrafi czynić cuda, bo wszędzie przyjęto nas życzliwie i dostaliśmy to co chcieliśmy. Ja tam stawiam na urok naszej Małgosi.
W międzyczasie rajd zmienił się w zlot. Impreza tak się rozrosła, iż trzeba było podnieść jej rangę. Ogólnopolski Zlot to jednak więcej niż lokalny rajd. Teraz to nawet i Suzuki Motor Poland włączymy do zabawy.
Termin się zbliżał, ciśnienie rosło. Coś poprawić, wszystko załatwione, ale jeszcze jedno pisemko potrzeba, a i do programu kolejne atrakcje można dodać. Z tym dodawaniem to już nie taka prosta sprawa, program nabity, jak pokoje, a tu ciągle nowi chętni o miejsca pytają. No cóż, wieloosobowe salki też mają swój urok. Jaki, no cóż, o to najlepiej spytać mieszkańców czternastoosobowego kołchozu, mówią że nie zamieniliby się na inny pokój.
Godzin rozpoczęcia wybiła. Na zlot można było przyjechać już w czwartek, wyjechać w niedzielę.
Na czwartek program skromny, kolacja i trochę zabawy wieczorem, za to w piątek, zaczęło się na dobre. Jazda na segway’u, przejazd zieloną kolejką, wyprawa wozem drabiniastym i jeszcze parę innych punktów programu. Wieczorem oczywiście nie mogło zabraknąć małej imprezki.
Tyle atrakcji, a to tylko preludium do dnia następnego.
Dzień zaczął się ciekawie. Tak jak myślałem, dwa czy trzy samochody nie zwrócą niczyjej uwagi, ale stado Suzuk już tak. Do tego stopnia, że stało się to nie byle jakim lokalnym wydarzeniem że zawitała do nas telewizja.
http://www.tvkujawy.pl//p…toplay=1&start=
Wywiady, relacja z imprezy i wszystko bez zaklejania logo Suzuki, nawet wymieniono nazwę marki.
Na sobotę wyznaczono główny punkt programu, czyli roadbook. 76 kilometrów jazdy bardzo różnymi drogami, za to zawsze w pięknych plenerach. Kilkadziesiąt fotopunktów do znalezienia, plomby, pytania ……………….. to tylko część tego co przygotowali organizatorzy. Wszystko punktowane, bo przecież trzeba wyłonić zwycięzcę zlotu, a było o co powalczyć. Fundatorem nagród rzeczowych było Suzuki Motor Poland, zaś puchary ufundował Wójt Gminy Baruchowo, jako gospodarz terenu zmagań naszych ekip.
Puchary nie byle jakie, nie blaszaki ze sklepu z trofeami, a ręcznie malowane czary z Włocławka.
Ciekawe czy to urok tych pucharów, czy dobra zabawa z nami spowodowały iż Wójt wystartował na trasę jako uczestnik. Nie wiele brakowałoby, aby Wójt przeszedł do historii Klubu jako pierwszy fundator i zwycięzca własnego pucharu. Godziny mijały i pierwsze załogi powracały do bazy. Uśmiechy na twarzy były nagrodą za wkład pracy w przygotowanie imprezy.
Powrót do bazy to jeszcze nie koniec, została mała niespodzianka, pytania o żurawiach. „Poszukiwanie żurawi” to przecież motto zlotu, dość łatwe do wykonania, bo żurawie znalazły nas i budziły codziennie swoim klangorem.