Zima

Klimat mamy jaki mamy i nie ma co narzekać. Latem jest czym oddychać, a zimę też można przetrzymać. Przeważnie nie ma więcej niż kilka czy kilkanaście naprawdę mroźnych dni, a i tak nie są to syberyjskie mrozy. Czasem pada i to jest powód do radości, a nie żadna tragedia.
Zimą da się żyć, wystarczy przestrzegać kilku banalnych zasad
Po pierwsze, sprawny samochód, aby np. pierwszy spadek temperatury nie wygrał z akumulatorem.
Po drugie opony. Nie jestem zwolennikiem nakazu zmiany opon, ale faktem jest , że zimówki są lepsza od letnich slicków. Gdyby świat był zero jedynkowy to nie byłoby sprawy, tyle że oprócz letnich i zimowych opon są jeszcze i inne – całoroczne albo terenowe. Tych ostatnich sam używam przez cały rok i sobie chwalę. Na lodzie nie ma mocnych, każda opona jest słaba, no chyba że z kolcami, ale to już inna bajka. Na śnieg, zwłaszcza świeży, opona AT (do lekkiego terenu) jest rewelacyjna. Przegryzie się przez nie byle jaką zaspę. Błoto i chlapa też jej nie straszne, pamiętać tylko trzeba o drodze hamowania. Jest dłuższa niż latem, co wymaga odrobinę innej techniki jazdy.
Technika jazdy to trzecia zasada zimowego przetrwania. Sama teoria tu nie wystarczy, trzeba jeździć. Jeśli nie sprawdzi się samemu jak auto przyśpiesza, jak hamuje w śniegu, na lodzie, co robi w zakręcie na śliskim, to zawsze zimą będzie jeździł z nami strach przed mitycznym poślizgiem. Nad poślizgiem też można zapanować.
Pytanie tylko gdzie jeździć, wiadomo drogi i ulice to nie miejsce do ćwiczeń. Puste place i parkingi byłyby odpowiednie , jedyny problem to odpowiednie służby, które czasem uważają inaczej. Władza wie lepiej, nakazy, zakazy i mandaty, a potem jest „bo kierowca jechał za szybko”. No fakt, jakby pojazdy stały w miejscu to do wypadku by nie doszło. Oczywiście zawsze oprócz mandatu można liczyć na dobrą radę od władzy, że do nauki są szkoły jazdy i kursy doszkalające. No, super, tylko jak mówi Ferdek Kiepski „to nie są tanie rzeczy”. Efekty widać na ulicach przy pierwszych opadach śniegu. Totalny paraliż. Śnieg w górach to i owszem, ale w mieście, to zjawisko doprawdy niebywałe, jakby mało tego to jeszcze pada na jezdnie. Najlepiej przeczekać, jeśli nie do wiosny to przynajmniej do czasu aż miasto oskrobie drogi do czarnego. Stać i czekać to nie honor, można jechać, tyle że wolniej, duuuużo wolniej. Same plusy, fotoradar nie złapie, a i policja będzie szczęśliwa po przecież „prędkość zabija”, a ta na pewno nikogo nie zabije, no chyba że kogoś z tyłu krew zaleje, ze droga zablokowana. No cóż sam sobie będzie winien, niech nie wychyla się z szeregu. Może w tym wszystkim, o to chodzi, aby równać w dół. Wszak zima to świetny straszak i temat zastępczy.

Dariusz Pastor

Terenowa Integracja „Dla Choinki” 2013-relacja

7 grudnia, sobotni ranek. Za oknem biało, a patrząc po gałęziach to orkan Ksawery jeszcze wieje.
W domu ciepło, za oknem już nie, a tu trzeba jechać do Warki. „trzeba” to na szczęście przymus wewnętrzny, po prostu chce się jechać na fajną imprezę.
Do Warki nie jest tak daleko, ledwie kilkadziesiąt kilometrów. Po wczorajszej masakrze, kiedy pierwszy śnieg sparaliżował ruch w Warszawie, nie ma śladu. Droga czarna, gdzie niegdzie trochę nawianego śniegu, jedyne utrudnienie to ciągle brudzące się szyby, ale na to jest prosty sposób, spryskiwacz, wycieraczki i zapasowa bańka płynu w bagażniku.
Bez problemu docieramy do bazy, widok krzepi serce. Jak co roku jest nas dużo, bardzo dużo, więc i dużo będzie prezentów dla dzieciaków z domu dziecka. Tak dla przypomnienia to cały dochód z imprezy będzie przeznaczony właśnie na ten cel.
Impreza charytatywna, więc nie o wynik chodzi, ale nie ma co się czarować, adrenalina zrobi swoje. Jak są OS-y i próby to będą emocje. Świąteczne spotkanie 4×4, ale walka musi być.
Choinka to specyficzne wydarzenie, więc i dla organizatorów spore wyzwanie. Zgromadzić jak najwięcej osób, czyli zrobić coś dla wszystkich. Dla ekstremalnych przeprawówek i dla tych seryjnych, na zachętę do zabawy w off road.
11

12
Przyznać muszę, że wywiązali się z tego doskonale. Były próby gdzie seryjna terenówka da radę
1

2
takie gdzie może się uda
3

4
i miejsca specjalne, dla tych którzy lubią zmierzyć się oporną materią.
7

8
Oprócz rywalizacji w terenie, rozgrywany był puchar www.ActiFun.pl, gdzie o wyniku nie decydowały możliwości terenowe samochodu.
5

6
Patrząc na próby, to chyba były nieco trudniejsze niż rok temu, za to roadbook łatwiejszy.
9
Łatwiejsze, bo nie było tyle śniegu, za to, jak komuś się znudził roadbook, to mógł zabawić się w tropiciela i jechać po śladach. Na gruntowych drogach potężne opony pięknie wyznaczyły trasę.
Zabawa przednia, czas szybko leci, a grudniowy dzień krótki. Pora wracać do bazy. W tym roku rewelacja, ogłoszenie wyników i loteria pod dachem.
13
Do zobaczenia za rok.

Terenowa Integracja „Dla Choinki”

Już grudzień, miesiąc przez wielu z nas kojarzony z ciepłą rodzinną atmosferą, świętami i prezentami. Pamiętajmy również o tych, dla których los nie był równie łaskawy. Środowiska 4×4 tradycyjnie w grudniu organizują akcję pomocy dla dzieci z Domów Dziecka.
Już 7 grudnia odbędzie się kolejna edycja Terenowej Integracji „Dla Choinki”, z której całkowity dochód przeznaczony jest na ten słuszny cel.
Centralna impreza organizowana przez Wawa 4×4 i Warka Team odbędzie sie w Warce.
http://www.wawa4x4.pl/
Co roku jest nas co raz więcej, pokażmy że off road to nie tylko zabawa, że potrafimy się jednoczyć w słusznej sprawie
Gorąco zachęcam do udziału, zwłaszcza tych, którzy dopiero chcą zacząć przygodę z terenem. Ta impreza jest naprawdę dla wszystkich, wystarczy sprawne auto 4×4.
Obraz 014

Obraz 017

Obraz 042

Fleet Market 2013

Ledwie tydzień minął, a ja już dostałem ponaglenia, że nic nie napisałem. No fakt zadeklarowałem tu w zajawce że relacja będzie. No cóż, słowo się rzekło, kobyłka u płota – trzeba pisać relacje.
W sumie to nawet i dobrze, czym szybciej to lepiej, dokąd w pamięci świeże wrażenia. Wbrew pozorom nie jest to takie łatwe zadanie, bo materiału dużo, a przecież nikt nie strawiłby kilkunastu czy kilkudziesięciu stron tekstu, a i tak wszystkiego bym nie opisał, więc i tak trzeba byłoby dokonać selekcji. Lepiej od razu zdecydować się na bardzo wybiórczą relację o tym co przyciągnęło moją uwagę.
Wracając do Fleet Market 2013, cóż to za impreza. W dużym uproszczeniu to targi samochodów służbowych. Pewnie ktoś powie, nic ciekawego. No cóż czasy gdy służbowe auto kojarzyło się z najtańszym samochodem, gdzie niemal luksusem było kiedy służbówka nie była vanem z blaszanymi szybami z tyłu, już dawno minęły. Teraz auto firmowe to średnia klasa i to całkiem dobrze wyposażona. Luksusowe pojazdy też pracują w firmach i zawsze kilka takich na targach znajdziemy. Miłośnicy super sportowych bolidów będą zawiedzeni, to nie ta impreza.
Co jest w tych flotowych imprezach, że tak je lubię. Przede wszystkim są kierowane do profesjonalistów, a nie do masowego klienta, czyli mniej fajerwerków a więcej treści. Każde auto można obejrzeć, wsiąść, dotknąć, samemu sprawdzić jakość materiałów, funkcjonalność, ergonomię. Nie ma tłumu gapi, więc wszystko można zrobić spokojnie, a to ważne jeżeli chcemy dostrzec smak samochodu.
Jest jeszcze jeden ważny aspekt, zawsze spotka się znajomych z branży, a tematów nigdy nie brakuje.
Jakby tego było mało, to zawsze organizatorzy i wystawcy przygotują kilka niespodzianek, występy, premiery samochodów, nudzić się nie można.
Tyle wstępu, czas wchodzić. Na początek wizyta w recepcji, trzeba przecież się odliczyć, a przy okazji odebrać katalog i solidną torbę na zbiory. Będzie gdzie wrzucić gadżety, katalogi czy ulotki.
Wstęp na halę otwarty i wchodzimy prosto na stoisko Mercedesa. Nie sposób nie zauważyć, ale to raczej zasługa miejsca niż raczej skromnej ekspozycji, tylko dwa samochody CLA i E , uczciwie przyznam że CLA chociaż jest już pewien czas na rynku to ciągle przyciąga uwagę. Oczywiście nie tak, jak to co zakryte
rapid
Wiadomo owoc zakazany kusi najbardziej. Kilka tajemniczych obiektów czeka na odkrycie, a w między czasie można zająć się pozostałymi samochodami, bo jak ruszą premiery, to może zabraknąć czasu na resztę.
Ekspozycji grupy Volkswagena trudno nie dostrzec, największa powierzchnia, klika marek (Skoda, Audi, VW, Seat), a wśród nich też czekają premiery. Póki co, na celownik biorę Audi Q3, mały suvik w sam raz do miasta. Bagażnik też przyzwoity, a 310 KM w wersji RS pozwoli każdemu przedstawicielowi handlowemu dojechać na czas.
aQ3
Jeśli okazałoby się, że mimo to przedstawiciel się nie wyrabia to Toyota wystawiła auto Przygońskiego Toyota GT86. Umiejętność driftu mocno pożądana w tej pracy.
gt86

gt86q
Chyba jednak szefostwo nie będzie skłonne do takich wydatków, więc jest alternatywa u Peugota
rower
Piękny carbonowy rower na Dura Ace, dla zorientowanych w temacie nic więcej nie trzeba dodawać, rowerowa górna półka.
Jak już przy górnych półkach to trzeba obejrzeć BMW X5, sympatyczny pyszczek
x5p

x5

x5a
tylko ta specyfikacja, nie ma szans aby pracownik go dostałx5c
no chyba że jest kierowcą prezesa. Tu można się dobrze poczuć i to obojętne na którym miejscu. Wszędzie pełny komfort.
Fajnie, ale wszyscy prezesami być nie mogą, wracam na ziemię, bo już zapowiadają premierę u Opla.
insygnia

insyg
Opel Insignia Country Tourer ciekawy model. Wygodne duże kombi z podobno nieprzeciętnymi możliwościami. Napęd 4×4 to chyba jednak za mało aby obiecywać pokonanie off-roadowych szlaków. Albo się nie znam i chętnie dam się przekonać w terenie, albo marketingowcy pisząc off-road mieli na myśli drogi gruntowe. Tak czy inaczej, to księgowa będzie kręcić nosem na wydatek rzędu 150 tysięcy. Na szczęście za chwilę kolejna premiera, tam powinno być taniej
seat

seat2
Seat Leon Kombi. Trochę zapomniana marka na polskich ulicach, a szkoda bo jeszcze nie dawno auta tej marki cieszyły się dobrą renomą i widać, że grupa Volkswagena postanowiła odbudować dawną pozycję. Nowy Leon w wersji kombi może w tym pomóc. Kombi jest funkcjonalne, a jeżeli jeszcze jest ładne to połowa sukcesu. To mi się podoba. Charakterystyczne przetłoczenie nadają nadwoziu dynamiki i elegancji, a takie połączenie nie zawsze się udaje. Wszystko dyskretnie skomponowane w całość , bez szokujących elementów, sprawia że auto wygląda bardzo solidnie.
Szeroka gama opcji wyposażenia i silników powinna pozwolić na skonfigurowanie odpowiedniego do potrzeb samochodu. Muszę jeszcze dodać, bo z zewnątrz tego nie widać, że bagażnik jest naprawdę duży.
rapid2

rapid3

rapidW
Na następną odsłonę nie trzeba było długo czekać, ani daleko chodzić. Skoda Rapid Spaceback. Tą markę wszyscy znają, jest przewidywalna niemal do bólu. Ładne ,solidne samochody, nie ma do czego się przyczepić, po za tym, że szybko wylatują z pamięci.
Ciekawe czy w pamięci zostanie to coś, co wygląda jak czołg przykryty plandeką. To coś to VW Amarok Canyon, gdyby nie wielki napis na podłodze, to nie wiem czy bym trafił. Czyżby faktycznie to był taki potwór? Kurtyna w górę i wszystko jasne
amarok
Jest wielki. Pod przednie koło podstawiono klocek, więc auto stoi efektownie przechylone. Canyon to cywilna wersja roboczego woła jakim jest zwykły Amarok. Czy przez dodanie kilku detali udała się ta metamorfoza. I tak i nie. Z zewnątrz prezentuje się okazale, pomarańczowy lakier, belka z lampami na dachu, czarne rury na pace i jeszcze kilka drobiazgów zwróci uwagę przechodniów. Gabaryty też budzą szacunek. W środku już nie jest tak bosko. Wszystko co trzeba i gdzie trzeba, ale wyraźnie widać że auto wywodzi się z pojazdu użytkowego. Jest skóra, bajery, ale brak finezji aby mówić o luksusie. Inna sprawa to cena, podstawowego Amaroka można mieć za około 100 tysięcy, a to naprawdę dobra cena.
Jeżeli szukamy luksusu to Grupa Volkswagena ma w ofercie Audi, np A8
A8

A8s
Inna bajka.
Wystarczy o VW, bo jeszcze ktoś pomyśli że to tekst sponsorowany, czas zmienić stoisko. Może Toyota, podobno przygotowano niespodziankę. Ekspozycja duża, ale nic zakamuflowanego nie widzę, modele też raczej znane, a mini scena pusta. Najpierw pomyślałem, że coś wjedzie na scenę, ale technicznie to nie możliwe, więc musi to być coś innego. I jest. Na estradę wchodzą panowie w garniturach (przedstawiciele Toyoty) , rzucają marynary na podłogę i zaczyna się bojowy taniec Nowo Zelandczyków – haka dance.
haka

haka2
Nie jest to głupie, kilka minut na odstresowanie. Dobry taniec na przerwę w pracy.
Tu też pasuję, każdy zapamięta że na targach była Toyota.

Toyota już się zapisała w pamięci, teraz szansę ma BMW z modelem i3. Ostatnio mocno reklamowany pojazd, więc chętnie zobaczę na żywo.
bmwi3

bmwi3a
Spodziewałem się czegoś więcej. Owszem jest inny, ale nie taki hop do przodu, aby powiedzieć że oderwał się od konkurencji. Elektryczne pojazdy znane od dawna, otwieranie drzwi też nie nowość, wygląd też nie aż tak kosmiczny. Ciekawe autko miejskie, ale szału nie ma.
Bardziej spodobał mi się Renault Zoe. Też elektryk. Od razu widać że to typowo miejskie jeździdełko, co nie znaczy że nudne i nieciekawe. Wprost przeciwne, jasne sprecyzowanie parametrów auta pozwala na dopracowanie, a nawet powiedziałbym dopieszczenie szczegółów. Gałka zmiany biegów, ramki głośników i wlotów powietrza wyglądają jak porcelana, a nie jak plastik. Subtelny wyświetlacz wskaźników przed kierowcą i już mamy rewelacyjny efekt. Bez stosowania udziwnień, które szokują zamiast ułatwiać życie.
zoe

zoeF

zoe3

zoe2

zoe1

zoeL2
Jest tylko jedno ale, zasilanie. Czy da się taki samochód użytkować nie mając garażu. Stacji do „tankowania” dużo nie ma, a gdzieś trzeba prądu złapać.
Ostatnia prezentacja była u Citroena
Po kilku latach trochę nijakich samochodów wróciły czasy gdy Citroen tworzył samochody. Tu słowo „tworzyć” jest jak najbardziej na miejscu. Te samochody mają swój styl, nic dziwnego że są sygnowane oznaczeniem Picasso.
C4 Picasso i C4 Grand Picasso takie właśnie są. Na szczęście w przeciwieństwie do wielkiego artysty, którego sztuka nie wszystkich zachwyca, samochody nie mają kubistycznych kształtów i są naprawdę ładne. Ładne i do tego oryginalne. To naprawdę sztuka połączyć intrygujący kształt z funkcjonalną bryłą samochodu, zwłaszcza jeżeli jest to mini van. Często wychodzi z tego bardzo praktyczna buła na kołach lub dziwactwo którego nikt nie chce kupić. Pewnie dlatego nie jestem fanem tego segmentu, a mimo to, te Citroenki naprawdę mi się podobają. Już linia nadwozia budzi zainteresowanie, cztery i pół metra raczej obłego kształtu tak uformowan, aby nie przytłaczało gabarytami. Część słupków zamaskowano czernią, do tego chrom wokół szyb i już auto nabiera dynamiki. Przetłoczenia płaszczyzny na drzwiach potęgują efekt. Jeszcze kilka smaczków takich jak ledowe lampy na przedłużeniu uśmiechu auta , kompozycja lamp z tyłu i mamy sportowego mini vana. Przynajmniej z wyglądu, bo z silnika 1,6 wiele nie wykrzesamy, ale w tym segmencie nie to jest najważniejsze.
Francuzy zawsze kojarzone były z komfortem, więc wnętrze powinno być mocną stroną C4 Picasso. Nie zawiodłem się, duże możliwości aranżacji wnętrza, składanie siedzeń, schowki to plusy które ułatwiają życie. Trzeba pojeździć, aby je docenić. Wtedy też będzie można ocenić czy jeździ tak samo dobrze jak wygląda.
Na koniec tej krótkiej relacji wielkie podziękowania dla organizatorów, za perfekcyjne przygotowanie tak dużej imprezy. Każdy, kto kiedyś próbował zmierzyć się z takim wyzwaniem wie ile pracy to kosztuje.

Dariusz Pastor

Peugeot 308. Jazda próbna – czy warto?

Peugeot 308.

Jazda próbna – czy warto?

 

Poniedziałek.

Na skrzynkę przyszło zaproszenie na jazdę próbną Peugeotem 308. Zazwyczaj takie wiadomości lądują do kosza razem z reklamami. Tym razem coś mnie powstrzymało przed zaznaczeniem opcji „usuń”. Może akurat w TV leciała reklama 308, że takie super auto, a może to nadmiar roboty i chęć na przerwę.

Otworzyłem maila, nawet ładnie graficznie zrobiony. Czarno szara kolorystyka skojarzyła mi się z eleganckim wnętrzem  limuzyny, więc brnę dalej. Rzut oka na dane jakie muszę podać. Jest dobrze, nie ma potrzeby ujawniania peselu, adresu czy nr buta, czyli można się zgłosić.

Mały zgrzyt przy wyborze miejsca do testu. Rozwijam pasek wyboru i z Warszawy jest kilka propozycji.  Fajnie, tylko skąd mam wiedzieć gdzie jak nie ma adresów. ( Na stronie peugeota nie ma tego problemu, są adresy}. Niby drobiazg, można przeżyć. Termin i miejsce do wyboru.

Teraz jest 19.00, ciekawe jakbym wybrał pierwszy możliwy termin, czyli jutro o 10 rano. Lepiej nie, bo w drodze rewanżu o 6 rano może być telefon z prośbą o potwierdzenie wizyty.

Zaznaczam pojutrze pomiędzy 10 a 12.

Okienka wypełnione, pstryk i poszło.

Wtorek

Około jedenastej telefon z salonu Peugeota w sprawie jutrzejszej jazdy próbnej. Proponuję 10.30. Termin ustalony. Miejsce też Aleja Krakowska 7

Środa

Plan jest prosty. Sprawdzić czy można poznać samochód podczas standardowej jazdy próbnej.

W salonie jestem na czas i idę prosto do recepcji. Jeszcze drzwi się za mną nie zamknęły, a już sympatyczna pani pyta w czym może pomóc.  Potrzebuję znaleźć pana Tomasza z którym jestem umówiony. Wygląda, że nie jestem pierwszym, ani oryginalnym klientem, bo pani od razu wiedziała w jakiej sprawie.  Niestety pan Tomasz właśnie prowadzi rozmowę z klientem. Rozumiem, przecież nie zostawi człowieka w pół słowa i nie przyjdzie do mnie. W tym czasie mogę pooglądać 308 w salonie. Nawet dobrze.

Pierwsze wrażenie, bez rewelacji.  Myślę, że to wina ekspozycji. Wprawdzie miejsce strategicznie dobre, przy drzwiach w centralnym punkcie salonu, ale światła mało.  Srebrny kolor powinien optycznie powiększyć auto, a mimo to wygląda dość niepozornie. Jak na aktualnie promowane auto to nie wypada zbyt okazale. Jeszcze wystający kabel z pyska (z pod maski) psuje efekt.

Jakiś klient kręci się koło auta, więc warunków do oceny sylwetki  nie ma. Tym zajmę się później, jak będzie więcej miejsca.  Tak na prawdę to wygląd  samochodu należy oceniać na ulicy, jak sie prezentuję na tle innych aut. W salonie i w reklamie zazwyczaj każdy wygląda dobrze.

Pozostaje wnętrze. Siadam za kierownicą i szukam wygodnej pozycji.  Regulacja fotela w pionie, w poziomie, kąt pochylenia oparcia i ciągle nie tak.  Jak podniosę fotel do góry, to mam wrażenie że głową zahaczam o sufit, jak opuszczę to mam wrażenie że zapadam się w nicość. Ech, ten brak światła. W środku dominuje czerń,  co by nie powiedzieć to jest tu za dużo czarnego w czarnym, a przecież czerń pomniejsza.

Ciemności mają też swoje zalety, jeżeli ten półmrok miał  wyeksponować podświetlenie zegarów, to cel osiągnięto.

Combine-Peugeot-Nouvelle-308

Tablica wskaźników prezentuję się dobrze, nawet bardzo dobrze. Dwa okrągłe zegary   (prędkościomierz i obrotomierz} z pięknie wystylizowanymi wskazówkami  przyciągają uwagę. Delikatny metaliczny blask ramek zegarów, czerwone akcenty wskazówek, a wszystko na czarnym tle. Zadbano o detale i efekt jest znakomity, tablica z klasą.

Drugim elementem przyciągającym wzrok jest środek deski rozdzielczej gdzie króluje duży ekran dotykowy (9,7″) . Klima, radio, odtwarzacz, nawigacja, tempomat i pewnie coś jeszcze.  Takie małe centrum dowodzenia, miłośnikom smartfonów powinno się podobać, dla starszych będzie to niezłe wyzwanie.

DSCN3014a

Teraz przesiadka na tył.  Dla dwóch osób nie jest źle, chociaż na nogi mało miejsca, ale pamiętać trzeba, że to kompakt a nie limuzyna.  Przy 4253 mm długości auta to cudów nie ma, gdzieś tych centymetrów będzie brakować, albo w bagażniku, albo właśnie na siedzeniu z tyłu.  Ważne aby nie brakowało miejsca dla kierowcy.

Jak wspomniałem, dwóch pasażerów usadzimy bez problemu, z trzecim będzie kłopot. Kłopot jest jeszcze z czymś. Uchwyty do wpięcia pasów umocowano na sztywno w siedzisko kanapy, co tu dużo pisać kłują w ……….. Ok. jak zapniemy pasy to nie powinniśmy na nich siedzieć, niby racja, ale nie lubię takich metod wychowawczych.

DSCN3015a

Do obejrzenia został bagażnik. 435 litrów to na prawdę dobry wynik w tej klasie. Do tego regularny kształt przestrzeni bagażowej to kolejny plus. Tu nie ma do czego się przyczepić.

Czasem jednak trzeba przewieźć coś większego, zwłaszcza że  piąte drzwi sugerują że można spróbować z telewizorem czy mniejszą lodówką.  Niestety małej bagażówki nie zrobimy. Owszem oparcie kanapy złożymy, całe lub część i to wszystko. Nie da się złożyć całości, ani uzyskać równej podłogi, szkoda.

Oględziny statyczne skończone,  no cóż szału nie ma.

Przyszła pora na zasadniczą część programu. Pan Tomasz już wolny więc zaczynamy od wyboru auta. Do dyspozycji mam 125 KM lub 155 KM z silnika 1,6.   Kusi ten mocniejszy, ale  obawiam się, że emocje mogą zdominować resztę informacji i ocena będzie bardzo subiektywna i nie pełna.

Wybieram 125 koni. Jeszcze tylko kilka formalności, krótki wywiad z klientem, czego oczekuje i ile jest skłonny za to zapłacić.

Zastanawiałem się czy nie odegrać tu roli tajemniczego klienta, ale to jednak nie fair. Co jeśli trafię na gorszy dzień sprzedawcy,  trzeba wierzyć w ludzi i dać szansę na udowodnienie swoich umiejętności.  Takie sprawdzanie zostawmy działom kontroli.

Więc od razu jak to się mówi „kawa na ławę” . Papierki wypisane i idziemy.

Samochód czeka przed salonem  

DSCN3017a DSCN3018a

To samo auto a wygląda inaczej, urosło, nabrało kształtów. Teraz to zupełnie inna bajka. Jest miejsce aby obejrzeć całą sylwetkę, posmakować  przetłoczenia, przejścia linii, krzywizny, płaszczyzny. Trochę tego jest, ale właśnie suma takich  detali decyduje czy nam się auto podoba czy nie.  Bez dobrego światła byłaby lipa jak w salonie, ale świeci słońce i świat jest piękniejszy.

Agresywne barwy firmowe sprawiają, że 308 wygląda dynamicznie, prawie jak rajdówka. Chce się wsiąść i jechać.

Wnętrze tutaj też się prezentuje o całe niebo lepiej. Czerń jest czarna, srebro błyszczące, a szarości mają odcienie. Dopiero teraz można docenić zabiegi designerskie, czyli to reklamowane uproszenie formy kokpitu.  Może nie jest jak w reklamie wszystko wytarte gumką, bo jednak trochę przycisków zostało. Projektanci skupili się na konsoli pomiędzy siedzeniami. Prawie wszystko zostało przerzucone do panelu dotykowego, a tu został tylko przycisk hamulca i odtwarzacz świetnie wkomponowany w całość. Srebrna szczelina na płytę z okrągłym pokrętłem  głośności wygląda jak dzieło sztuki. Zwłaszcza potencjometr  dodaje dyskretnego uroku elegancji.

DSCN3013a

Przed jazdą trzeba ustawić fotel i tu zaskoczenie. Teraz wszystko pasuje i niech ktoś mi powie że światło nie ma znaczenia.

Mój opiekun czuwa i przypomina, że  oprócz fotela jest regulacja kierownicy, ustawienie lusterek, drobnostka, ale warto o tym pamiętać.

Zostaje jeszcze hamulec ręczny, który przytrzymał mnie przy ruszaniu. Jakaś dziwna kombinacja, stacyjka, przycisk, a mogła być zwykła wajcha.

Wreszcie wyjeżdżamy za  bramę. Kierunek warszawska „autostrada”. Wybór dość naturalny, po pierwsze jest  za raz przy salonie, po drugie mocne auto tam będzie mogło pokazać swoje atuty. Nowa droga jest równiutka, więc będzie szybko i komfortowo.  Na początek to mi pasuje.  Droga nówka sztuka,  ruch niewielki, no i jeszcze służby nie zdążyły postawić fotoradarów.

Moc jest, chwila i osiągam limit prędkości. Samochód pewnie trzyma się asfaltu, pasowałoby jeszcze docisnąć.  Pan Tomasz nie protestuje, jest przecież w niepisanym kodeksie drogowym coś takiego jak tolerancja .  Dwa razy nie trzeba mnie zachęcać, wciskam mocniej gaz i nic się nie dzieje, nic nie rzuca, nie ściąga na boki, auto sunie jak po sznurku,  nawet nie jest dużo głośniej w aucie,  dalej można prowadzić rozmowę bez podnoszenia głosu. Jedyna zmiana oprócz cyferek na prędkościomierzu , to to że inni uczestnicy ruchu mocno zwolnili przez co szybko ich się wyprzedza. Jak już mowa o szybkościomierzu to zamieniono tu miejscami szybkościomierz z obrotomierzem. Z lewej strony jest zegar prędkościomierza, z prawej obrotomierza.  Lepiej widoczny jest obrotomierz i bardzo dobrze, bo prędkościomierz jest zdublowany cyfrowym wyświetlaczem pośrodku tablicy wskaźników. Co można robić na autostradzie, przede wszystkim sprawdzić   przyśpieszenie, prędkość, poziom hałasu, komfort. We wszystkich punktach peugeot wychodzi na plus. Jest elastyczny, nie trzeba pilnować biegów (informacja o przełożeniu na wyświetlaczu)  jest zapas mocy, aby przyśpieszy na tym biegu który jest.  Jakby co, to jest jeszcze przyspieszenie z redukcją biegów i wtedy idzie jak przecinak.

 Jest wygodnie, fotele dobrze trzymają, zmniejszona kierownica dobrze leży w dłoniach, hałas nie dokłucza.  Żadnych wibracji, stuków, zawieszenie zestrojone dość komfortowo, ale bez przesady, nie buja na zakrętach. Pozostaje jeszcze sprawdzić hamulce. Informuję o zamiarze pana Tomasza.  Widzę dyskretny rzut oka w lusterko, czy warunki pozwalają i otrzymuję akceptację.  Mocno przyhamowałem,  nie na tyle aby włączyły się automatycznie światła awaryjne, bo jednak nie jestem sam na drodze, ale wystarczająco aby stwierdzić że hamulce są i działają skutecznie. Zero ściągania na boki, nawet samochodzik mocno nie zanurkował. Sprawy na autostradzie załatwione, mam życzenie aby zaliczyć dziurawą drogę, no i mamy problem. Nie to że nie można, tylko że nie ma takiej drogi w okolicy.  Coś znaleźliśmy przy lotnisku nie ma wielkich dziur, jest za to przejazd przez tory. Niestety torowisko dość równe i zawieszenie „308” nie miało tu wiele roboty. Przeszło gładko, mięciutko, bez efektów ubocznych. 

Wracamy w stronę salonu,  cały czas rozmawiając o samochodach, a efekt, no cóż. Podobno klienci słuchają, a potem nie pamiętają, wydawało mi się to nie możliwe, a jednak na drugi dzień też nie pamiętam. W pamięci zostało, tylko  o formach finansowania zakupu, a co z resztą.  Gdzieś jest w głowie, bo potrafię odpowiedzieć na wiele pytań, np opcje wyposażenia, a to mogłem zapamiętać tylko z rozmowy podczas jazdy. 

Pasowałoby jeszcze znaleźć przynajmniej jakieś spowalniacze, jak nie trzeba to jest ich w nadmiarze, teraz nie ma. Ostatnia szansa to małe osiedlowe uliczki  koło salonu.   Szczęście dopisało jest „śpiący policjant” . Pierwszy przejazd wolno, drugi szybciej i w obu przypadkach zawieszenie zrobiło dobrą robotę.  Nie podbiło, głową sufitu nie zaliczyłem, nawet bardzo nie zatrzęsło.

I tyle byłoby jazdy, czy to wystarczy aby poznać auto.  Na początek tak, można stwierdzić czy bierzemy je dalej pod uwagę, czy skreślamy z listy zainteresowań.  Na prawdziwe poznanie to jednak mało,  co innego kwadrans na autostradzie, gdzie skupiamy się na mocy i chwilowej przyjemności z jazdy, co innego kilka godzin za kierownicą w trasie. Czy po kilkudziesięciu kilometrach nie wysiądziemy z bólem pleców?  System audio, do oceny potrzeba ciszy i spokoju, nawet nie ma co brać się za to na krótkiej przejażdżce. Wyprzedzanie przy różnej szybkości, różne przełożenia, pogoda, mnóstwo zmiennych parametrów które mają wpływ na końcową ocenę.  Diabeł tkwi w szczegółach,  które niestety często wychodzą już po zakupie. Ciekawe jakie wrażenia miałbym po tygodniu codziennej jazdy, czy znalazłbym kolejne plusy, czy raczej wady.

Dariusz Pastor.

 

12 Zlot Klubu Suzuki

7bea7d9f637b164amed

Miał być rajd. Taka tradycja, zawsze jesienią robimy jakąś klubową imprezę. Co by nie było, robimy swoje, nawet jak czasy trudne, tak jak teraz. W ogóle jakoś duch w narodzie podupadł, jakiś marazm i apatia. To pewnie przez ten mityczny kryzys nikomu się nie chce.

Co tam, najwyżej będzie kameralne spotkanie kilkorga przyjaciół.

Pozostało wybrać czas, bo miejsce już wybrane – okolice Gostynina. Jedyny termin który pasował to początek października.  Podstawy ustalone, trzeba zabrać się do roboty. Przyznam bez bicia, tym razem mam się nie narobić. Przypadła mi rola bardziej konsultanta niż organizatora. Super fucha.

Początkowo lista zgłoszeń skromniutka, ledwie kilka osób.  Krótka lista, to i ciśnienie mniejsze, można spokojnie robić przygotowania. Głównym daniem rajdu będzie roadbook,  tereny piękne, więc  jest gdzie wyznaczyć ciekawe trasy i to nawet ogólnie dostępnymi drogami. Potrzeba tylko czasu i kilku wizyt w terenie.

Przygotowania pomału posuwają się do przodu, a lista uczestników zaczyna się wydłużać. Pracy też przybywało wprost proporcjonalnie do list zgłoszeń. Nie wiadomo kiedy lista zgłoszeń przekroczyła 20 załóg. To już nie w kij dmuchał. Dwa czy trzy samochody przejadą nie zwracając niczyjej uwagi, 10 czy 15 samochodów już się ukryć nie da. Tu nie ma miejsca na improwizację, trzeba załatwiać zgody, pozwolenia na wjazd itd.

Maszyna przygotowań ruszyła na  nowe tory. Nadleśnictwo, Dyrekcja Parku Krajobrazowego, no i przy takiej imprezie nie wypadałoby nie uderzyć do Wójta gminy o patronat.  Nie wiem czy to nowe czasy, że taka otwartość  na obywatela, czy to nasza organizatorka Małgosia potrafi czynić cuda, bo wszędzie przyjęto nas życzliwie i dostaliśmy to co chcieliśmy. Ja tam stawiam na urok naszej Małgosi.

W międzyczasie rajd zmienił się w zlot.  Impreza tak się rozrosła, iż trzeba było podnieść jej rangę. Ogólnopolski Zlot to jednak więcej niż lokalny rajd. Teraz to nawet i Suzuki Motor Poland włączymy do zabawy.

Termin się zbliżał, ciśnienie rosło. Coś poprawić, wszystko załatwione, ale jeszcze jedno pisemko potrzeba, a i do programu kolejne atrakcje można dodać. Z tym dodawaniem to już nie taka prosta sprawa, program nabity, jak pokoje, a tu ciągle nowi chętni o miejsca pytają. No cóż, wieloosobowe salki też mają swój urok. Jaki, no cóż, o to najlepiej spytać mieszkańców czternastoosobowego kołchozu,  mówią że nie zamieniliby się na inny pokój.

Godzin rozpoczęcia wybiła.  Na zlot można było przyjechać  już w czwartek, wyjechać w niedzielę.

Na czwartek program skromny, kolacja i trochę zabawy wieczorem, za to w piątek, zaczęło się na dobre.  Jazda na segway’u, przejazd zieloną kolejką, wyprawa wozem drabiniastym i jeszcze parę innych punktów programu. Wieczorem oczywiście nie mogło zabraknąć małej imprezki.

Tyle atrakcji, a to tylko preludium do dnia następnego.

Dzień zaczął się ciekawie.  Tak jak myślałem, dwa czy trzy samochody nie zwrócą niczyjej uwagi, ale stado Suzuk już tak.  Do tego stopnia, że stało się to nie byle jakim lokalnym wydarzeniem że zawitała do nas telewizja.

http://www.tvkujawy.pl//p…toplay=1&start=

Wywiady, relacja z imprezy i wszystko bez zaklejania logo Suzuki, nawet wymieniono nazwę marki.

 Na sobotę wyznaczono główny punkt programu, czyli roadbook.  76 kilometrów jazdy bardzo różnymi drogami, za to zawsze w pięknych plenerach. Kilkadziesiąt fotopunktów do znalezienia, plomby, pytania  ……………….. to tylko część tego co przygotowali organizatorzy. Wszystko punktowane, bo przecież trzeba wyłonić  zwycięzcę zlotu, a było o co powalczyć.  Fundatorem nagród rzeczowych było Suzuki Motor Poland, zaś puchary ufundował Wójt Gminy Baruchowo, jako gospodarz terenu zmagań naszych ekip.

Puchary nie byle jakie, nie blaszaki ze sklepu z trofeami, a ręcznie malowane czary z Włocławka.

Ciekawe czy to urok tych pucharów, czy dobra zabawa z nami spowodowały iż Wójt wystartował na trasę jako uczestnik. Nie wiele brakowałoby, aby Wójt przeszedł do historii Klubu jako pierwszy fundator i zwycięzca  własnego pucharu. Godziny mijały i pierwsze załogi powracały do bazy. Uśmiechy na twarzy  były nagrodą za wkład pracy w przygotowanie imprezy.

Powrót do bazy to jeszcze nie koniec, została mała niespodzianka, pytania o żurawiach.  „Poszukiwanie żurawi” to przecież motto zlotu, dość łatwe do wykonania, bo żurawie znalazły nas i budziły codziennie swoim klangorem.

FLEET MARKET 2013

slider_www2013_

V Ogólnopolskie Targi Branży Flotowej – FLEET MARKET 2013 w całości poświęcone procesom zakupu i zarządzania samochodem w firmie.

Dla ludzi z branży już nic więcej nie trzeba pisać, wszystko jasne, a dla pasjonatów motoryzacji ?

Pierwsze zdanie nie zachęca, ot spotkanie i nudne rozmowy o służbowych samochodach, finansach, ubezpieczeniach.  Fakt to nie jest wiedza dla wszystkich, ale jest też i druga strona medalu. Wystarczy dobrnąć do listy wystawców i uśmiech pojawia się na twarzy

wystawcy

Teraz nie ma już wątpliwości, że fani czterech kółek znajdą tam coś dla siebie. O tym co zobaczę, dotknę, spróbuję napiszę w relacji z targów

Test – Suzuki SX4 Classic

Koniec wakacji wypada powoli brać się do pracy. Może jakiś teścik.  Padło na SX4 Classic.

Samochód z pogranicza segmentów, ani to  B, bo większy, ani C bo trochę mały.  Ani to osobówka, ani terenówka, choć ma napęd na cztery koła.

Wymiary: długość 4150mm, szerokość  1755mm, wysokość  1605mm, to jak nic będzie B+, rodzaj, no cóż, modne określenie crossover pomieści i SX4 Classic.   Odkąd pojawił się nowy SX4 S-cross, to stary został classicem. Podobieństwo między starym a nowym żadne,  mogli dać nowemu nową nazwę. Suzuki zdecydowało inaczej.

Może podczas jazdy uda mi się odkryć co to za samochód.

Przed odbiorem przyjmowałem zakłady jaki będzie kolor. Typy były różne, czerwony, niebieski, srebrny, biały, ale nikt nie trafił. Raczej trudno było zgadnąć, brązowy to nie jest często spotykany kolor.  Do małego samochodu zdawałoby się, że kompletnie nie będzie pasował, ale nic bardziej mylnego. Ciemny brąz z drobinami złotej poświaty w połączeniu ze srebrnymi relingami i srebrnymi osłonami podwozia daje super efekt. Kontrasty przeważnie zawsze wychodzą na plus.

Autko nie jest duże, taki wyrośnięty maluch.  Czy ładne, mnie się podoba, ale to rzecz gustu.

Zamiast opisu powinny wystarczyć zdjęcia.

DSCN2920a DSCN2950a DSCN2952a

Samochód jaki  jest to każdy widzi, teraz można przejść do tego czego nie widać.

Silnik 1586cm,  88KW mocy. Jak na samochód ważący 1200 kg to powinno być nieźle, ale to wyjdzie w trakcie jazdy.

Wersja Explore jest jednąz tych bardziej wypasionych,  klima, nawigacja, skóra i jeszcze trochę dodatków.

Daje się tozauważyć już przed wejściem do auta. System kluczyka elektronicznego, czyli pilot w kieszeni i otwieramy samochód przyciskiem na klamce. Świetna sprawa jak nie trzeba szukać kluczyków po kieszeniach. Do odpalenia też kluczyk nie potrzebny, wystarczy pokrętło przy kierownicy, szkoda, że nie ma przycisku start, byłoby jeszcze lepiej.

We wnętrzu dwie rzeczy rzucają się w oczy. Siedzenia, czarna skóra z jasno szarą alcantarą. Ładne, nawet bardzo ładnie wyglądają, ale czy będą praktyczne. Jasna szarość wygląda na trudną do utrzymania w czystości.

DSCN2929a DSCN2947a

Haftowany napis SX4 na oparciach przednich siedzeń to doskonały detal wykończenia wpływający na estetykę, tak jak szycie czarnej skóry jasną nitką. Znów te kontrasty.

Drugi element którego trudno nie zauważyć, to duży wyświetlacz stacji multimedialnej.

DSCN2935a

Nawigacja, odtwarzacz, USB,  kamera cofania też na wyposażeniu.

Kolory dominujące we wnętrzu to czerń i szarość. Srebrne wykończenia detali dodają życia i nowoczesności. Wiadomo kontrasty.

W sumie klasyka, jak ktoś lubi stonowane wnętrza to powinien być zadowolony. Auto nie szokuje ilością przycisków, pokręteł. Jest  co potrzebne, ale dość dyskretnie rozłożone w różnych miejscach.

Z przodu na środkowym panelu mamy sterowanie klimatyzacją i stację Kenwooda z dotykowym monitorem, więc przycisków wiele nie ma.

Przy kierownicy pokrętła od świateł i wycieraczek, na drzwiach sterowanie szybami, a pomiędzy fotelami przyciski do podgrzewania siedzeń, wyłącznik ESP i przełącznik napędów z 2WD na 4WD.

Raczej nie poczujemy się jak na pokładzie statku kosmicznego, za to szybko znajdziemy to co potrzeba i to na właściwym miejscu. Nie ma potrzeby studiowania instrukcji.

Jak ktoś lubi gadżety to Kenwood DNX 4210 BT powinien zapewnić mu sporo zabawy.

Szkoda tylko, że nawigacja nie chciała ze mną rozmawiać po polsku.

Znalezienie odpowiedniej pozycji za kierownicą nie stwarza problemu, mnie wystarczyła regulacja fotela w dwóch płaszczyznach, jakby to było mało jest jeszcze regulacja kierownicy.

Pierwsza jazda,  jak zwykle po mieście. Takie badanie przeciwnika, jak przyspiesza, czy hamuje. Wyczuć gabaryty, z tym akurat nie ma problemu, jakby nie było nie jadę amerykańskim krążownikiem. Widoczność dobra. Duża przednia szyba, widać maskę z przodu, a to spore ułatwienie. Przednie słupki dość potężne, ale sytuacje ratują dodatkowe okienka

DSCN2937a

Do tyłu też dobrze widać, bo samochód kończy się zaraz za oknem w klapie bagażnika, a jest jeszcze wsparcie przez kamerę cofania.

W miejskim ruchu 88KW (120KM) spisuje się całkiem dobrze. Nie ma problemów z wyprzedzaniem, zmianą pasa ruchu, nawet z pod świateł można ruszyć pierwszym.  Oczywiście wszystko w ramach rozsądku, z Lamborghini jak trafiło się stanąć w jednej linii nawet nie próbowałem rywalizować.

Autko małe, zwinne,  przyjemnie się nim poruszać w miejskim ruchu.

Dynamika jest, a komfort ? Siedzenia wygodne, miejsca wystarczy aby nie czuć się jak w puszce. SX4 jest wyższy od zwykłej osobówki, a to sprawia wrażenie jakby auto nie tylko w górę, ale i wszerz urosło.  Kolejne doznania zależą od zawieszenia.  Na równej drodze i delikatnych nierównościach jest bardzo dobrze. Miękko przejeżdża bez nadmiernego bujania. Gorzej jest na głębszych dziurach lub studzienkach, których  nasi drogowcy ciągle nie potrafią wkomponować w jezdnię. Jest twardo, może plomby z zębów nie wypadają, ale spodziewałem się czegoś bliższego SUV-om .  Ten sam problem jest przy spowalniaczach, trzeba zwolnić .

Miejska część testu zaliczona na 4, Byłoby więcej gdyby nie dziury i spalanie. Średnia 8,3 litra na setkę,  żadna rewelacja, jak na silnik 1,6 też i nie tragedia. 

Oddając mi SX4 do testu, wyraźnie podkreślono że nie jest to samochód terenowy, pomimo napędu na cztery koła. W porządku, jak tak  trzeba uszanować wolę użyczającego i pomyśleć do czego jest to auto. Taplanie w błocie odpadło, żwirownie, brody i podobne atrakcje wykluczone. Zimą byłoby łatwiej , ale tu lato i na śnieg nie ma co liczyć.

Hasło Suzuki  „Way of life”  sugeruje jakby kierunek poszukiwań miejsca dla Suzuki.  Aktywność i  sport pasuje do hasła, więc polecimy w tą stronę. Zabiorę SX4 na maraton MTB.

Swojego czasu, to nawet był taki cykl zawodów „Powerade Suzuki MTB Marathon”. Nie jestem pewien, ale chyba nawet główną nagrodą był właśnie SX4.

My pojedziemy do Węgrowa na Polandbike Maraton.  100 kilometrów od Warszawy to dobry dystans, aby sprawdzić auto w trasie.

Tym razem ja nie startuję, ale zawodnika mam. Jak zabieram zawodnika, to i rower też trzeba zabrać.

DSCN2946a DSCN2944a

Rower to zazwyczaj problem. Najprostsze rozwiązanie to bagażnik na dach, zwłaszcza że relingi już są, brakuje reszty, a kupować na jeden wyjazd nie będę.

Jest jeszcze prostsze rozwiązanie, wjechać rowerem do środka, ale ten numer nie przejdzie, to nie Grand Vitara.

DSCN2925a

 Proste rozwiązania odpadły, pozostaje zdjąć koła w rowerze. Pięć minut roboty i ……..

Bagażnik choć całkiem spory  to jednak roweru nie łyknie.  Kombinuję dalej, pomiędzy przednie fotele a kanapę z tyłu dałoby się włożyć rower w częściach, ale tego rozwiązania zdecydowanie nie polecam. Wcześniej czy później uszkodzimy tapicerkę.

Pozostaje złożyć siedzenia i tu miła niespodzianka. Na ściankach zamontowano uchwyty do zaczepienia pasów, a na końcówki z zatrzaskami zrobiono sprytne kieszonki. Genialnie proste i nic się nie plącze.

DSCN2940a DSCN2922a

Oparcia położone, można byłoby spróbować się spakować, ale moje poczucie estetyki na to nie pozwala. Wolę całkowicie złożyć siedzenia i mieć wydzieloną część bagażową.  

Operacja banalnie prosta, pociągnąć za taśmę i siedzenia ustawiają się w pionie.  Owszem miejsca robi się dużo, nawet bardzo dużo, tylko czemu  złożone siedzenia nie tworzą kąta prostego z podłogą?

DSCN2926a
Przy kartonach lub innych regularnych gabarytach  będą się tworzyły puste przestrzenie.

Rower w częściach ląduje w bagażniku i zostaje jeszcze miejsce na resztę bagażu. Zapasowe opony, pompka, trochę klamotów i ubrań. Nawet specjalnie nie trzeba się wysilać przy pakowaniu. Miejsca dosyć. Jakby  się uparł to i drugi rower też bym zmieścił.

DSCN2930a DSCN2932a

Ruszamy w trasę.

Zacznę od spalania, które zdecydowanie spadło. Przy spokojnej jeździe bez problemu można zejść w okolice 6 litrów na 100km. Całkiem przyzwoity wynik.

Jedzie się przyjemnie, miękko, ale bez przesady, w sam raz aby czuć że panuje się nad autem. Nierówności, dołki nie robią większego wrażenia. Nawet przejazdy kolejowe nie są straszne.

Straszne są za to fotoradary, nie czuć prędkości. Przyrostowi szybkości nie towarzyszą dodatkowe efekty w postaci wycia silnika, drgań czy wibracji auta, więc można łatwo przekroczyć dozwolone limity. Od zera zbiera się dobrze, za to przy wyprzedzaniu brakuje mu tzw. „kopa”.  w okolicach setki lub powyżej nawet redukcja biegu nie wiele pomaga i nie wciska nas w fotele. Trochę mnie to dziwi bo 120KM  to nie jest mało. Wyciszenie auta, też nie jest najmocniejszą stroną. Jest dość głośno, nie tak aby hałas przeszkadzał w rozmowie czy słuchania radia, ale mogłoby być lepiej. Jak już o minusach, to brakuje podłokietnika pomiędzy siedzeniami. Myślałem że z tego nie korzystam, ale skoro  tu mi go brakuje, to znaczy że jest inaczej, taki niezauważalny drobiazg.

Te mankamenty nie psują przyjemności z jazdy. Siedzenia wygodne, kierownica wyjątkowo pasująca mi do dłoni, parametry eksploatacyjne też ok, tak że nawet dłuższą trasę można pokonać bez większego zmęczenia.

Na miejscu jesteśmy dzień przed zawodami, więc można objechać trasę wyścigu.

Wiadomo MTB to nie asfalt, to trzeba się liczyć że nie wszędzie da się przejechać samochodem, ale znaczną część zazwyczaj tak. Tu powinien się przydać zwiększony prześwit i napęd na cztery koła.

Zgodnie z przewidywaniami jest dobrze. Polne drogi,  obojętne piach, szutr czy kocie łby nie stanowią przeszkody. Czyżby to było to co SX4 lubi najbardziej?

Podlasie to miejsce gdzie takich drogowych atrakcji nie brakuje. Jest ich cała masa. Skróty przez pola, łąki , nawet są w nawigacji. Generalnie króluje piach, w różnej postaci, od twardego ubitego podłoża do kopnego  jak w piaskownicy.  Zaletą tych dróżek jest to, że są w miarę równe,  bez dołów, kamieni czy  innych niespodzianek. Są też drogi całkiem zapomniane przez ludzi, ale takie omijam, bo jak wcześniej napisałem nie jest to auto terenowe. Lasy też lepiej omijać, wprawdzie szlabanów nie ma, są za to drzewa, korzenie, a zwłaszcza krzaki które psują zabawę. Co innego pola. Szeroko, równo i tumany kurzu za samochodem. Jest szał, jest zabawa i w cale człowiek nie tęskni za asfaltem. Chyba zapomnieli mi powiedzieć że to SX4 WRC.

Spalanie się popsuło, zamiast 6 jest 7 litrów z ogonkiem, ale co tam, za przyjemności się płaci. Za tą warto dać ten litr więcej.

Zawieszenie, układ kierowniczy jakby stworzone do takich warunków.  Nie buja, zawieszenie nie dobija, nawet  jest całkiem komfortowo. Pewnie, precyzyjnie bierze zakręty, drogi też się trzyma, a że 190 mm prześwitu to nie trzeba się bać o drobne przeszkody. Byle kamyczek krzywdy nie zrobi.

Co by nie mówić, to auto sprawdza się tu znakomicie, nie ma do czego się przyczepić. Szkoda że było sucho, w błotku 4×4 miałoby okazję popracować, a tak to mało było miejsc gdzie załączałem napęd na cztery. Tak po prawdzie to i tak 4WD raczej dla asekuracji niż z prawdziwej potrzeby.  Chyba tylko jedna sytuacja była nieco trudniejsza,  trafiłem na zaoraną drogę.  Dużo tego nie było może 50 metrów, były ślady że nie będę pierwszy więc czemu nie spróbować. Poszło wyjątkowo łatwo.

Brałem ten samochód tak trochę bez przekonania,  ale autko przekonało mnie do siebie. Jeżeli  lubisz przyrodę, wyjazdy w mniej uczęszczane rejony, polne drogi to SX4 też to lubi.  Wybór musi być świadomy  bo jednak są pewne ograniczenia. Auto nie jest duże, przy dwóch osobach, składamy siedzenia z tyłu i nie ma problemu z miejscem, przy komplecie pasażerów już ten numer nie przejdzie, trzeba będzie pomyśleć o czymś na dach.

Pozostaje jeszcze kwestia ceny. Wersja testowa to około 70 tysięcy złotych, jak za małe auto to dużo, jak za auto z napędem 4×4 to już nie tak wiele. Czy warto, to już każdy musi sam zdecydować, najlepiej po jeździe próbnej.

 

Nowy SX4

Suzuki SX4 crossover

Prezentacja nowego modelu to wydarzenie na które warto zawitać. Pomijając to, że jeżeli zostało się zaproszonym to wypada pójść, to przecież ciekawość zżera aby zobaczyć coś jako jeden z pierwszych.

12_NEW_SX4_static

Pierwsze wrażenie mocno pozytywne. Oczywiście trzeba brać poprawkę, że na pokazie dobrano odpowiednie oświetlenie i miejsce ekspozycji, tak aby auto prezentowało się jak najlepiej. Trochę magii nie zaszkodzi, modelki, przekroje auta czy podwieszenie samochodu w przestrzeni to prawie norma, tym razem oszczędzono nam tych sztuczek i samochód postawiono normalnie na kołach. Wielobarwne światło nie zaburzało percepcji, a innych rozpraszaczy uwagi nie było. To nawet dobrze, w końcu przyszedłem oglądać samochód, a nie widowisko.

W takim razie zajmę się główną potrawą. Więc tak, nowy SX podobny jest do …., Nie no tak zacząć nie mogę, bo to nowego już na starcie stawia w gorszej pozycji. Jeśli się do czegoś porównuje, to pewnie tamto jest wzorem w swojej klasie, a konkurencja idealna nie jest. Co innego porównanie do poprzedniego modelu, czyli starego SX4,  to nawet łatwe zadanie. Podobieństw brak, to dwa różne samochody. Zupełnie inne z wyglądu, nawet różne segmenty. Stary SX4 to segment B, nowy SX4 to już segment C.

Nowy to typowy crossover, taki mniejszy SUV, a stary to SX to raczej wyrośnięty maluch z napędem na cztery koła (choć nie zawsze).

To dobre posunięcie, auto jest większe, linia nadwozia też zdecydowanie modniejsza. Wygląda trochę jak mała terenówka,  którą nie jest pomimo napędu na cztery łapy. Na dojazd do działki wystarczy, a i na miejskich dziurach lepiej mieć większy prześwit.

Prawdziwe terenówki to już luksus dla wybranych, dla pozostałych sprytni konstruktorzy-ekonomiści stworzyli najpierw SUVa, a jak i to było za dużo to crossovera. Oczywiście w trosce o klienta, po co ma płacić za coś czego nie potrzebuje, jakieś napędy, blokady czy  reduktory. Wystarczy jak zapłaci za wygląd i to się nazywa dopasowanie produktu do potrzeb klienta.

Uczciwie to muszę przyznać, że crossovery mają też sporo plusów. Są obszerniejsze wewnątrz, wyższe co pozwala na więcej w aranżacji wnętrza, a to już przekłada się na wygodę podróżowania. Ponieważ są wyżej sytuowane w gamie pojazdów, to i wyposażenie idzie w stronę luksusu.  Moc i osiągi nie odbiegają od osobówek. Wymiary zewnętrzne też nie sprawiają kłopotu podczas manewrów, a większy prześwit to duży plus na dziurach i krawężnikach. Widoczność z za kółka też lepsza, bo z góry jednak lepiej widać. Jest jeszcze jedna wielka zaleta – poczucie bezpieczeństwa. Pozycja za kierownicą, napęd 4×4, potężniejszy wygląd, to nie tylko subiektywne odczucia, to również obiektywne plusy.

W taką filozofię pojmowania samochodu nowy SX4 powinien świetnie się wpasować. Takiego modelu brakowało w palecie Suzuki. Był mały SX4 i duża Grand  Vitara, teraz pośrodku będzie nowy SX4 crossover. Ma wszystko co potrzeba, aby powalczyć o ten dobrze sprzedający się kawałek tortu, a lekko nie będzie. Konkurencja spora, ASX, Qashqai, Sportage, X1 i kilka jeszcze. Suzuki ma sporo atutów. Dobre wyposażenie, 120 konne silniki, możliwość wyboru trzech wersji wyposażenia, a już najtańsza wersja 2WD jest całkiem dobrze wyposażona. Za 69900 otrzymamy min. 7 poduszek, ABS, EBD, BAS, ESP, kontrolę ciśnienia w oponach, audio z MP3 i USB, sterownie audio z kierownicy, tempomat. O takich banałach jak elektryczne szyby to nawet nie ma co się rozpisywać, bo wiadomo że są.

Egzemplarz pokazowy to wersja Elegance – skóra i panoramiczny dach. Fajnie tylko cena leci mocno w górę, nawet do 112900zł.  Wydaje się sporo, ale do czasu dokąd nie zajrzymy konkurencji w cenniki. Crossovery są w cenie. Tak naprawdę to za kilka miesięcy wyniki sprzedaży pokażą czy to dużo.  Dobrze, że jest wybór.

Cenniki zostawiam klientom, niech sprawdzają, porównują, to ciekawe zajęcie przed zakupem.

Oglądam dalej. Nowy SX4 ma 4300mm długości, to tyle co zdawałoby się dużo większa Grand Vitara. To mnie zaskoczyło, sprawdzam szerokość, minimalnie mniej – 45mm. W wysokości jest już znaczna różnica – 120mm.  Przy takich wymiarach to w środku powinno być całkiem wygodnie i tak jest. Panoramiczny dach trochę miejsca nad głową zajmuje. W ogóle to mam niejednoznaczne uczucia co do takiego dachu. Ładny i kosztowny bajerancki dodatek, ale czy potrzebny ?. Nie miałem takiego, to może nie wiem co tracę.

Pozycja za kierownicą, widoczność, dostęp do urządzeń bez zarzutu. Czas zajrzeć do bagażnika. 430 litrów to niezły wynik. Bagażnik jest dość płytki, za to długi. Jak dla mnie to plus, łatwiej sięgnąć dalej, niż wykopać coś z dna. Pod podłogą jest jeszcze drugie dno i skrytka na drobiazgi. Siedzenia oczywiście składane, więc łatwo przerobić na małą bagażówkę. Gorzej będzie z rowerami, raczej bez rozkręcania się nie zmieszczą.

Nowy SX4 urósł, zdał do następnej klasy, ale na masie nie przybrał. Nawet jest o kilkanaście kilogramów lżejszy. Moc 120KM została taka sama, więc osiągi powinien mieć podobne. Spalanie według producenta nawet mniejsze.

Oględziny statyczne zakończone, więcej będę mógł napisać po jazdach testowych, a te mogą być interesujące. Cyferki w tabelkach to nie wszystko. Subiektywne wrażenia nie zawsze pokrywają się z danymi.  Nowy model Suzuki wygląda na interesującą propozycję.

test

Suzuzki Jimny 1,3

Auto wyjątkowe, albo kochasz, albo nienawidzisz. Trudno tu o kompromis.
To co dla jednych będzie wadą, drudzy nazwą zaletą.
W sumie to mógłbym napisać dwie recenzje, tylko czy nie będę wtedy jak Doktor Jekyll i pan Hyde ? A co mi tam.

Suzuki Jimny – auto fatalne.

Obraz 266 Obraz 262

Zacznijmy od wyglądu, mały, wąski, kanciasty. Taki trochę z poprzedniej epoki, gdyby nie kilka zaokrągleń to mógłby grać w filmach o II wojnie światowej.

Może tylko wygląda na ciasny, a w środku ….. Nie, nic z tych rzeczy, z przodu jeszcze jak cię mogę, ale na tylna kanapa to już chyba tylko dla dzieci (tych mniejszych). Bagażnik, w tym samochodzie nie występuje, miejsca jest w sam raz na drobne zakupy.

Obraz 268

Oględziny zakończone, czas wsiadać za kółko. Dobra rada, najpierw porządnie usiądź, potem zamykaj drzwi, inaczej drzwiami walniesz się w nogi lub łokieć.

Za kierownicą wygodną pozycję da się znaleźć. Siedzi się zdecydowanie wyżej niż w osobówce, a to już duży plus. Widoczność dobra w każdą stronę, a że autko małe to łatwo jest wyczuć gabaryty przy wykonywaniu manewrów.

Samochody testowe to przeważnie wypasione wersje, nic dziwnego, trzeba pokazać się z najlepszej strony. Ten Jimny też taki jest, fura, skóra i komóra (w kieszeni). Co konstruktorzy przewidzieli to tu włożono. Skóra na fotelach, kierownica też obszyta skórą, podgrzewane fotele o elektrycznych szybach nie wspominając bo to norma. Niestety kilku drobiazgów brakuje, przydałoby się sterowanie radiem z kierownicy i komputerek pokładowy pokazujący dane o spalaniu.

Ruszam powoli, nie to że tak chcę, tylko tak mogę. Rakieta to, to nie jest, 17 sekund do setki, to marny wynik. Prędkość maksymalna 140 km/h też nie rzuca na kolana. Czego przy takich osiągach można spodziewać się w trasie, no cóż, autostrady i drogi ekspresowe to nie jest miejsce dla nas. Wyprzedzanie to wyższa szkoła jazdy, trzeba na to miejsca i czasu.

Sama jazda też nie taka prosta, głośno, ciasno i nie powiem że auto trzyma się drogi jak przyklejone, Wyższy niż szerszy, to i podatny na podmuchy. Jakby mało tych uwag, to spakowanie się z rodziną na wczasy to prawdziwe wyzwanie. 113 litrów bagażnika mówi wszystko.

W mieście powinno być lepiej.  I jest lepiej, trochę lepiej. Jeździ się wolniej, wyprzedzanie nie zdarza się tak często, za to parkowanie małym samochodem to duże ułatwienie. Zaparkuje tam gdzie limuzyna nie da rady.  Krawężnik, czy remont drogi też nie stanowi problemu.

W miastach są jeszcze dziury w jezdni i tu jako posiadacze terenówki powinniśmy mieć przewagę. Nic podobnego, owszem przejedzie każdą dziurę, ale nasz kręgosłup to odczuje. Każda nierówność przypomina nam co to jest sztywny most. O spowalniaczach to strach pomyśleć, spróbujcie przelecieć to rozpędem, to wszystko w aucie wzniesie się w powietrze. Trudno nazwać Jimnika komfortowym samochodem.

Podobno jest dobry w terenie, ale komu to potrzebne, leśnikom, budowlańcom i armii.

Suzuki Jimny – ostatni Mohikanin

Miasto

Samochód odbieram w Warszawie, więc na początek będzie test miejski.

Jeszcze wcześniej oględziny pojazdu. Jimny to prawdziwe maleństwo. 3700mm długości, 1600mm szerokości. Klasyczna sylwetka, lekko zaokrąglone kanty. Specjalnie lekko nie wygląda, ale na pierwszy rzut oka widać, że w terenie powinien być dobry. Koła zaraz za zderzakiem, co znaczy że na przeszkodach łatwo nie zahaczy zderzakiem. Inna sprawa to że zderzak chętnie wymieniłbym na coś solidnego ze stali, ale na to nie ma szans. Unia czuwa i homologacji nie da.

Wsiadam, fotel dość wygodny, bez problemu znajduję odpowiednią pozycję za kierownicą. Siedzi się znacznie wyżej niż w osobówce, co przekłada się na lepszą widoczność. Auto niewielkie, bez problemu wyczuwa się wymiary. Przełączniki pod ręką. Jest prawie wszystko co potrzeba, brakuje mi tylko sterowania audio z kierownicy. Do czego to doszło, kiedyś radio w samochodzie to było coś, teraz jak nie ma sterowania z kierownicy to już się kręci nosem.

Obraz 285

Silnik nie jest wielki, ale wlot powietrza na masce sugeruje że jest inaczej.

Obraz 283

Odpalam z kluczyka i ruszam. Napęd normalnie na jedną oś, na cztery załącza się przyciskiem jeżeli jest taka potrzeba. Start bez rewelacji, nie ma co się ścigać z pod świateł. Po kilku metrach jest się zdecydowanie z tyłu. Spokojnie turlam się do następnych świateł, które oczywiście są czerwone i jestem znów z tymi samymi autami na starcie.

Dziurawe ulice nie są straszne, przejedziemy, chociaż nie jest to przyjemne. Jeśli wolno się przetoczę to nie ma problemu, jeśli będzie to szybki przejazd to wszystko w aucie podskoczy. Sztywny most do komfortowych nie należy.

Wolno można przeprawić się przez wszystko, trawnik, krawężnik, roboty drogowe czy plac budowy.  Rewelacja, spojrzenia zdziwionych kierowców którzy wycofują się tyłem z drogowych niespodzianek, a my dalej do przodu.

Obraz 289

Czasem trzeba gdzieś zaparkować i tu znów Jimny górą. Wąski i krótki, czyli wjedziemy w taką dziurę, gdzie inni nawet nie próbują.

Jak w mieście to już z grubsza wiadomo. Czas wybrać się w trasę. Zanim ruszymy, trzeba się spakować.

Jedna lub dwie osoby zrobią to bez problemu. Składamy siedzenia z tyłu i możemy się zapakować nawet na wakacje.

Jeśli jedzie z nami dziecko (dorosły i tak się z tyłu nie mieści) to mamy zgryz.

Jedno dziecko, mały problem. Tylne siedzenie jest dzielone, składamy połowę i nie jest źle. Przy dobrej organizacji, bez jednego siedzenia damy radę. Na jednej z Rumuńskich wypraw mieliśmy ekipę 2+1, która jechała właśnie Jimnikiem, więc chcieć to móc.

Dwójka dzieci to już poważny problem, bez boxa na dachu się nie obejdzie.

Spakowani ruszamy.

Autostrada

Prędkość dozwolona to 140km/h, tyle co prędkość maksymalna Jimniego. Teoretycznie  można pojechać dość szybko. Będzie głośno, mało komfortowo i niezbyt bezpiecznie.  Auto przy tych prędkościach nie trzyma się drogi jak przyklejone. Jest jeszcze jedna konsekwencja takiej jazdy, masakra portfela przy dystrybutorze.  Akurat to nie dziwi,  każdy samochód przy prędkości maksymalnej kotłuje paliwo ponad normę. A że tu V max jest taka jak w innych autach prędkość przelotowa, no cóż…… autostrady omijamy z daleka.

 

Jeśli nie autostrady to może drogi lokalne.

Tutaj prędkość dopuszczalna to 90km/h. Osiągnięcie setki trwa wprawdzie wieczność (chyba 17 sekund), ale jak się już rozbujamy to dalej już idzie. Przecież na trasie nie robimy co chwila sprintu od zera do setki. Ważniejsza jest elastyczność silnika, przyśpieszenie przy wyprzedaniu.  Dziwne, ale czasem zdarza się pojazd wolniejszy od nas i trzeba wyprzedzać. Taki manewr to już wyższa szkoła jazdy, nie wystarczy redukcja biegu i depnięcie gazu w podłogę. Trzeba jeszcze włączyć myślenie. Ocenić prędkość wyprzedzanego, naszą i pojazdu z naprzeciwka. Szybka analiza danych i rezygnujemy z manewru lub nie. 

Jak odpuszczamy to rośnie za nami kolumna przyblokowanych.

Samochód jest krótki, wysoki i wąski, a przez to podatny na podmuchy wiatru, koleiny czy nierówności. W zakrętach też nie jest tak pewny jak osobówka. Przy niskich prędkościach nie ma to znaczenia, ale już od 80km/h zaczynamy to zauważać.

Prowadzenie wymaga pewnych umiejętności, skupienia i ostrożności. Czy to. Że trzeba umieć jeździć można uznać za wadę?

W epoce wszechobecnych elektronicznych asystentów, wszelkich kontroli trakcji i innych pomagaczy, które za chwilę wyeliminują kierowcę, to pewnie wiele osób powie że tak.

Tego auta trzeba się nauczyć, przyzwyczaić do spokojnej jazdy i wtedy jest ok.

Porównując czas przybycia do celu jaki wskazywała nawigacja na początku trasy, a rzeczywistym czasem na miejscu, to nie było większej różnicy. Kilka minut na plus lub minus, świadczy o tym że mieściłem się w normie.

Z dróg asfaltowych zjeżdżamy na drogi podrzędne. Szutrówki, gruntówki.

Przy teście osobówek zazwyczaj tu zaczynają się kłopoty, a tym razem jest odwrotnie. Teraz zaczynamy doceniać to co mamy.

To co tu spotyka się na takich drogach nie ma dla nas znaczenia. Kałuże, piach bierzemy bez rozpoznania, jeśli coś tędy przejechało to Jimnik też przejedzie.

Żeby nie było że wszystko jest cacy i najlepsze. Przy szybkiej jeździe po piachu nie mam takiego trzymania się drogi jak w SUV-ach.  

Jedziemy dalej, w polne dróżki i bezdroża. To już prawdziwy teren, gdzie Suvy już dawno odpadły. Co tu pisać, to trzeba zobaczyć. Autko przejeżdża wszystko co nie przeczy prawom fizyki. Okazuje się, że to jest dobrze zaprojektowane auto. Małe wymiary to plus w terenie, łatwiej znaleźć przejazd pomiędy przeszkodami o manewrach w lesie nie wspominając. Niska masa własna pozwala przejechać tam gdzie ciężkie terenówki ugrzęzną.

Kąty, zawieszenie, wykrzywże, wszystko pasuje w walce z terenem. Szkoda tylko że samochód testowy ma zwykłe opony, a nie coś do lekkiego terenu.

Czasem przydałoby się więcej mocy, ale większa moc to raczej większy silnik, a to już i większa masa.  

Jest jeszcze jedna sprawa – cena.

50-60 tysięcy za prawdziwą terenówkę.

Podsumowanie

Samochód bezkompromisowy. Jeśli zakup będzie przemyślany i kupimy Suzuki Jimny znając jego atrybuty i ograniczenia to będziemy zadowoleni. Może nawet zachwyceni tym co otrzymamy za niewielkie pieniądze.

Jeżeli zakup będzie przypadkowy, bo trafiła się okazja to rozczarowanie może być bolesne.